Cześć!
Pogoda obecnie nie dopisuje, tak samo jak moja wena. Mam wrażenie, że gdzieś zagubiłam się w tym pędzącym świecie Influencerów, których jest teraz ogrom. Wszyscy nagle stają się blogerami, pseudo trenerami, motywatorami. Kupują obserwatorów, polubienia, a komentarze są naładowane grupową wymianą z innymi osobami, co świadczy o braku autentyczności. Niektóre firmy współpracujące posiadają tak niekompetentną kadrę odpowiadającą za kontakty z blogerami, że szkoda nawet poruszać ten temat. Nie wiem, czy jest jeszcze miejsce dla mnie. Uśmiechamy się, udajemy, pokazujemy swoje cud miód życie. No niestety, ja udawać nie umiem. Tutaj tkwi mój problem zanikania wśród blogerów. Poświęcam w obecnym czasie życie moim studiom magisterskim i to jest dla mnie najważniejsze. Blog to pasja, oderwanie od rzeczywistości, nic więcej. Nie mogę tym żyć. Jeżeli będziecie chcieli mnie nadal czytać to będzie mi bardzo miło. Dziękuję z całego serca, że jesteście! To dla mnie nieocenione wsparcie. :)
Dzisiaj krótko opiszę Wam, czy warto zwrócić uwagę na bibułki matujące #InstaPerfect
Matt & Clear marki Bielenda.
W opakowaniu mamy 100 sztuk małych bibułek, które w zupełności nie są wydajne. Jeżeli na skórze pojawi się duża ilość sebum to zdecydowanie musimy zużyć 3-4 bibułki i więcej. Produkt zabieram tylko na wielkie wyjścia. Gdybym miała codziennie usuwać sebum tymi bibułkami to po kilku dniach opakowanie byłoby puste. :D
Co najważniejsze, pozytywną kwestią jest to, iż bibułki nie naruszają struktury makijażu. Ponadto, bibułki są na tyle mocne, że nie ma mowy o ich uszkodzeniu - przerwaniu.
Produkt zdecydowanie matuje oraz usuwa błyszczenie. Tanie nie są, bo kosztują około 15 zł, a wydajność pozostawia wiele do życzenia.
________________
Bądź ze mną na FanPage oraz Instagram-ie @brylantina !
Bądź ze mną na FanPage oraz Instagram-ie @brylantina !